Recenzja filmowa: Igrzyska śmierci: Ballada ptaków i węży (PLAKAT) - Reporter-24.pl
Wiadomości
wszystkie

Recenzja filmowa: Igrzyska śmierci: Ballada ptaków i węży (PLAKAT)

Recenzja również na: mediakrytyk.pl

Nasze poprzednie recenzje alfabetycznie

Zwiastun, plakat i informacje o filmie

Sporo czasu minęło, odkąd najpierw świat czytelniczy, a następnie filmowy zachwycił się antyutopijną trylogią Susan Collins pt. „Igrzyska śmierci” i jej kolejnymi ekranizacjami. Książki i filmy idealnie wstrzeliły się w czas, kiedy apetyt na tego typu historie był duży. I właśnie dostaliśmy kolejną część, a właściwie prequel do opowiedzianej wcześniej historii oraz kinową adaptację. Pytanie, czy magia nadal działa?

Autorka zdecydowała się na dość ciekawy, ale też ryzykowny ruch, bo w roli głównego bohatera obsadziła tym razem Coriolanusa Snowa, który jak wiemy, w trylogii okazuje się bezwzględnym i krwawym dyktatorem. Akcja „Ballady(...) „ toczy się sześćdziesiąt lat wcześniej, kiedy Snow jest młodym uczniem, którego jedynym marzeniem jest pójście na studia i wyrwanie się z biedy. Szansą na to jest funkcja mentora w zbliżających się Igrzyskach śmierci.

Pierwsza moja myśl po seansie było taka, że przyjemniej mi się oglądało film, niż czytało książkę. Czy to za sprawą obsady, scenografii, czy też muzyki, filmowa wersja jest o wiele bardziej klimatyczna i mięsista niż powieść, co jest o tyle dziwne, że jest to bardzo wierna adaptacja. Najjaśniejszym punktem jest tu niewątpliwie idealnie dobrana obsada na czele z Tomem Blythem w roli młodego Snowa. Niełatwe miał zadanie, chociażby przez nieuchronne porównania z Donaldem Sutherlandem, który jak pamiętamy grał starszego Snowa i przy minimalnym czasie ekranowym stworzył kompleksową i przerażającą postać. Tom Blyth ma zdecydowanie więcej czasu i absolutnie wykorzystuje każdą minutę. Jakimś cudem stworzył o wiele bardziej trójwymiarowego bohatera niż w książce, chociaż bez wspomagania narratora i operując czasami tylko mimiką. Tego samego nie da się niestety powiedzieć o Lucy Gray. Grająca ją Rachel Zegler jest śliczna i ma przepiękny głos, ale jej postać okazuje się tak samo przezroczysta jak w książce.

Reszta aktorów dowozi, zwłaszcza Peter Dinklage i Viola Davis. Bardzo dobrze wypadają same igrzyska, które w książce się nieco dłużyły, natomiast tu naprawdę trzymają w napięciu, nawet jeśli zna się ich przebieg. Film jest długi i tak jak pierwszy i drugi akt zachowują odpowiednie tempo, tak końcówka przypomina nieco dopychanie wydarzeń na siłę kolanem, by zmieścić wszystko w niecałych trzech godzinach. To trochę zgrzyta, ale nie psuje przyjemności oglądania. Konsekwencja w prowadzeniu postaci i spójność świata przedstawianego wiele wynagradzają. Dlatego nie obchodzi mnie, czy jest to skok na kasę i odcinanie kuponów od sukcesu znanej franczyzy. Ważne, że naprawdę dobrze się bawiłam.

(Ala Cieślewicz)

Reż. Francis Lawrence

Ocena: 7/10